Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2018

Tam jest wszystko.

Co wnioskuję? - minuta medytacji, - uważność choć raz dziennie. Dopisałabym więcej, bo te dni były czymś więcej. (ale to wystarczy.  Albo dobra, dopiszę) Powrotem do książki. Do spokoju domowego (nie tylko w domu rodzinnym!) (naprawdę spokoju, jestem na co dzień zestresowana!!! okazało się).   Chcę to zmienić, zwolnić, nauczyć się odpoczywać  i dobrze  korzystać z czasu, jaki mam. Pracować efektywnie,  ale  spokojnie.  Mniej się przejmować. Przede wszystkim mniej się przejmować jedzeniem i wyglądem. Zobacz, tak jak teraz, tak jak dziś. Nie tylko dziś. Podczas świąt nie było wcale wielu chwil obżarstwa po zapomnienie. Jadłam sporo, ale w świątecznej normie. Da się żyć normalnie..! Nie idealnie, nie pod linijkę, ale bez paranoi. I ten post Wilczogłodnej ... W sedno! Po prostu przestań wierzyć, że jesteś chora. Omiń ten mur. Ominęłam. Jeśli zechcę tam wrócić, droga wolna, ale po co? Czasem jest trudno, ale mogę się nauczyć. Każdy element na

Sens życia i mycia

Tak radosnym jest odkrycie, że jednak umiem znaleźć w sobie chęć. Minuta medytacji. Umycie naczyń zaraz po śniadaniu. (!) Rozumiesz? To brzmi tak... Ech... Przeczytałem w tej chwili to, co napisałem, i widzę, że jestem znacznie od tego mądrzejszy. Jakim sposobem tak jakoś wychodzi, że to, co wypowiada człowiek rozumny, jest o wiele głupsze od tego, co w nim zostaje?* ...i: Do rzeczy!... Chociaż nie ma nic trudniejszego, jak zabrać się do jakiejś rzeczy - może nawet do każdej rzeczy.** Ha, czy przypuszczałam, że Dostojewski mnie rozumie? :D W każdym razie rozpoczęłam realizację jednego z punktów, patrz: Minicele #1 . No, czytam go. Ostatnio chyba niemal każdego dnia zadaję sobie rozpaczliwe pytanie o sens. Tak, wiem, to także brzmi dosyć głupio. Ale, chyba począwszy od " Przebudzenia " i zahaczywszy o Osho, coś się we mnie rozsypało. Zamiast wprowadzić świadome odczuwanie, rozwaliłam w diabły poczucie sensu tego, co robię. Kiedyś

Pamiętasz, zawsze chciałaś pisać.

Pamiętasz, zawsze chciałaś pisać. Zawsze pisałaś. To nie były cuda, nieważne, ale to byłaś Ty. Czy jesteś cudem? No właśnie. Jesteś. Jestem. Tak jak te proste słowa, banalne, zwyczajne, najnormalniejsze, tak wzruszająco normalne. Najpiękniejszą radość daje prosta chwila. Zapach wieczoru na balkonie albo na podwórku, zależy, gdzie jesteś. Smak przegryzionego ziarnka maku, jak na posypanym chlebie, teraz już rzadko robi wrażenie, bo możesz jeść wiadrami. Wolna godzina po zapracowanym dniu. Albo te zapomniane smaki dziecięcości - odkryte w świątecznym domu rodzinnym. Tak jakbym przypomniała sobie, kim jestem . Nie, nie, bez zaglądania w zakamarki duszy ani szperania w pamiątkach. Po prostu parę dni wolnych od codzienności, tak bardzo zadymionej pracą, bodźcami, myślami. No, może dwa ważne samotnicze spacery. Czy naprawdę tak mnie to męczy? Czy naprawdę mam tak mało czasu, by czuć się dobrze z naręczem książek z biblioteki, długopisem w dłon

Żeby coś się wydarzyło, nie wydarzy się coś innego

Żeby coś dostać, trzeba coś włożyć. Czas, wysiłek, pieniądz, emocję..? Choćby minimum wysiłku. Małą decyzję, by założyć buty i wyjść na spacer. Czasem to najlepsza rzecz, jaką możesz dla siebie zrobić, bezcenna mimo swej banalności. Żeby coś się wydarzyło, w danej chwili nie wydarzy się coś innego. Tzn. podjęcie decyzji o czymś wiąże się z rezygnacją z czegoś innego. Nie jest to myśl pesymistyczna. Czasami wręcz bardziej optymistyczna. Po prostu - zależy, co wybierzesz. Ale zawsze z czegoś rezygnujesz i takie są fakty. Możesz wybrać przyjemność zamiast udawanej przyjemności, pół godziny z serialem zastąpić książką albo odwrotnie. Możesz wydać 30 zł na obiad albo na promocyjny bilet do teatru. Możesz przesiedzieć wieczór na fb albo wziąć się w garść i poprawić swoje życie i samopoczucie o znacznych parę stopni. Coś albo coś. Tu nawet nie chodzi o moralizowanie, a o zwyczajne zrozumienie. No i jeszcze ta śmieszna prawda: Jeśli chcesz coś zmienić w swoim ż

Minicele #1

Zainspirowana postem Basi , która punktuje sobie rzeczy do zrobienia bez spiny na ich realizację (traktując listę bardziej jak inspirację do fajnego życia), dziabnęłam własną notkę. Niechcący splata się on ze styczniem, nie chcę tego jednak traktować jako noworoczne postanowienia - nie lubię ich :P No dooobra... niech to będą najbliższe 4 tygodnie! :) Zaczynam więc w grudniu. Nie chcę presji, chcę radochy (albo jako takiej zwyczajności). Moje poczucie braku sensu wyziera już z pierwszych wpisów, więc żadna to tajemnica, że szukam oparcia i jakichś ram, żeby fajnie żyć i żeby nie popadać w znane sobie używki. Z czego więc chcę wybierać w najbliższych 4 tygodniach? 1. Przeczytać Dostojewskiego ("Zbrodnia i kara" albo coś innego).  Pamiętam, jak bez niczyjego nacisku czytałam tę powieść. Dzieciństwo miałam zasypane książkami, ale, szczerze mówiąc, często były to czytadła. Dostojewski też nieźle wchodził, ale jego słowa s m a k o w a ł y. Trudno mi się czasem z

Odpowiedni moment

Czasami naprawdę rzeczy dzieją się w odpowiednim momencie. Przynajmniej lubię w to wierzyć, bo to nadaje życiu fajnej magii. Tylko co to znaczy, że w odpowiednim? W odpowiednim czasie dowiedziałam się o chorobie, zakończyłam relację, ktoś mi zaproponował zajęcia, albo wyjście z domu, albo trafiłam na odpowiednią książkę. Odpowiednim, żeby czegoś się nauczyć? Odpowiednim, żeby doznać szczęścia? Odpowiednim, żeby uniknąć złego? Odpowiednim, żeby nie zwariować? Życie jest skomplikowane, czasem trzeba chwycić złego, żeby się czegoś nauczyć albo nie zwariować. Albo, bądźmy konsekwentni, żeby doznać szczęścia. Więc trudno jednoznacznie powiedzieć, co - w jakim celu - w jakiej sytuacji - dla kogo. Może dlatego tak lubię magię koncepcji mówiących o jedności Wszechświata (ponoć naukowo udowadnialnych, bo jest przecież fizyka kwantowa, ale jestem na to za głupia lub zbyt leniwa) albo tych okołobuddyjskich... Bo nie wszystko jest jasne, bo można sobie trochę dointerpretować, dok

Lekcja na dziś: na chwilę żadnych kolegów

Dziś jestem emocją - poczuciem winy, przykrością, pewnie jeszcze czymś, czego mój ból brzucha nie potrafi nazwać.  To również przez takie sytuacje mam w sobie sporo zrozumienia dla ludzi, którzy robią głupoty albo ranią. Bo każdy z nas to robi, bo, w każdym razie,  j a  to robię.  Czasem dlatego, że już za długo jesteś sama i, chociaż podświadomie zaczynasz czuć, że sytuacja robi się dziwna, cieszysz się, że ktoś pisze, pyta, deklaruje wysłuchanie. Bo strasznie tego potrzebujesz.  Ale jest ktoś trzeci i w złym momencie spostrzegasz, że ma rację. Chciałabym z nią jeszcze porozmawiać, ale, cholera, żeby  s i e b i e  usprawiedliwić, nie żeby ona poczuła się lepiej. A przecież straciła właśnie zaufanie do osoby, która miała być najbliższą. Być może spędzi święta w jednym z najgorszych bólów, z rozsypanym światem. Wiem, że nie jest to moja wina, ale mogłam pomyśleć, zareagować. Czasem tak bardzo nie myślę. * Ale cieszy mnie, że coś poczułam i nie uciekłam

Początek

Co ja mogę wiedzieć o życiu? Nie wiem, może tyle, ile mi jest potrzebne. Może tyle, ile powinna wiedzieć osoba na moim miejscu.  O, nawet nie spodziewałam się, że to zdanie przyniesie mi tyle akceptacji. Ściągnie tę pokrzywioną potrzebę, żeby znów obwinić się za swoje słowa, bo nie są zbyt adekwatne, bo nazwa nie przystaje do tematyki, bo co Ty możesz wiedzieć o życiu z tym swoim strachem przed podjęciem odpowiedzialności i wieczną ucieczką przed emocjami? Bez męża, dzieci, kredytu i prawdziwych problemów? A jednak... stop. Moje życie czeka na odkrycie w każdej jego chwili, czasem jestem więc niepoprawną euforystką... a czasami zalewam się łzami. A czasami, zamiast zalać się łzami, mimo że tego potrzebuję, uciekam. Uciekam do niszczarni. O niszczarni będzie więcej, bo ucieknę tam nie raz. A że świat ma różne kolory i chyba chciałabym w końcu nauczyć się z nimi żyć, przy czym używanie słowa pisanego zawsze mnie pociągało, nie tylko w ramach ekspresji - będę sobie