Czasami naprawdę rzeczy dzieją się w odpowiednim momencie. Przynajmniej lubię w to wierzyć, bo to nadaje życiu fajnej magii.
Tylko co to znaczy, że w odpowiednim? W odpowiednim czasie dowiedziałam się o chorobie, zakończyłam relację, ktoś mi zaproponował zajęcia, albo wyjście z domu, albo trafiłam na odpowiednią książkę.
Odpowiednim, żeby czegoś się nauczyć? Odpowiednim, żeby doznać szczęścia? Odpowiednim, żeby uniknąć złego? Odpowiednim, żeby nie zwariować?
Życie jest skomplikowane, czasem trzeba chwycić złego, żeby się czegoś nauczyć albo nie zwariować. Albo, bądźmy konsekwentni, żeby doznać szczęścia. Więc trudno jednoznacznie powiedzieć, co - w jakim celu - w jakiej sytuacji - dla kogo.
Lubię, choć czasem ten brak wiedzy, pewności i drogowskazu jest frustrujący, ale w razie dobrego nastawienia... Wszechświat cię kocha!
I tu też mamy spore pole do popisu, bo możesz ten Wszechświat traktować łącznie lub rozłącznie jako Boga, siłę wyższą, przyrodę, ludzi, cząsteczki elementarne. I chyba jeśli prawdziwie kochasz, kochasz wszystko - swoje ciało, liście, sąsiada swoiście też. Ale to jest ten rodzaj miłości, który chyba nie jest osiągalna na co dzień.
I tu też mamy spore pole do popisu, bo możesz ten Wszechświat traktować łącznie lub rozłącznie jako Boga, siłę wyższą, przyrodę, ludzi, cząsteczki elementarne. I chyba jeśli prawdziwie kochasz, kochasz wszystko - swoje ciało, liście, sąsiada swoiście też. Ale to jest ten rodzaj miłości, który chyba nie jest osiągalna na co dzień.
Może to taka skrajność, której lepiej zbyt często nie doświadczać, żeby też zbyt wiele nie było w życiu rozpaczy? Moje doświadczenie mi pokazuje, że równowaga i tak musi wystąpić :P
Albo to tylko duchowy bełkot, odrywający od rzeczywistego życia? W którym jest telewizor, rachunki, opony do wymiany i lodówka do rozmrożenia? Miotam się, jak zwykle i chyba chcę znaleźć się pośrodku, bym umiała zająć się domem i oddać kontemplacji na spacerze. Wychodzi to różnie.
*
A czemu pomyślałam o "odpowiednim momencie"? Przez tę wczorajszą sytuację. Znów cisza w telefonie. Nie jestem w pracy, nie śmieję się ze znajomymi.
Jednak nie czuję samotnej pustki, bo jestem u rodziców. Dużo czasu spędzam sama, ale duch domu jest wokół. Gdy będę wyjeżdżać, zapłaczę za tym. To jest ten brak, który przeszkadza mi w codziennym funkcjonowaniu. Ta obecność rodziny, sensu, tu nie potrzeba jakiejś dodatkowej motywacji do życia, do działania. No i ten spokój za oknem, bez hałasu miasta. Nie boję się teraz ciszy, ona mnie uspokaja i wyzwala.
Nie, nie jest idealnie, ale... mam wrażenie zaspokojenia fundamentalnej potrzeby. Jednak zdaję sobie sprawę, że ludzie mają mocniej niezaspokojone bardziej fundamentalne potrzeby. Może te słowa wpadły mi do głowy również w odpowiednim momencie. Żebym doceniła. Żebym jakoś pomogła.
Komentarze
Prześlij komentarz