Przejdź do głównej zawartości

Sens życia i mycia



Tak radosnym jest odkrycie, że jednak umiem znaleźć w sobie chęć.

Minuta medytacji.

Umycie naczyń zaraz po śniadaniu. (!) Rozumiesz? To brzmi tak... Ech...

Przeczytałem w tej chwili to, co napisałem, i widzę, że jestem znacznie od tego mądrzejszy. Jakim sposobem tak jakoś wychodzi, że to, co wypowiada człowiek rozumny, jest o wiele głupsze od tego, co w nim zostaje?*

...i:
Do rzeczy!... Chociaż nie ma nic trudniejszego, jak zabrać się do jakiejś rzeczy - może nawet do każdej rzeczy.**

Ha, czy przypuszczałam, że Dostojewski mnie rozumie? :D W każdym razie rozpoczęłam realizację jednego z punktów, patrz: Minicele #1. No, czytam go.

Ostatnio chyba niemal każdego dnia zadaję sobie rozpaczliwe pytanie o sens. Tak, wiem, to także brzmi dosyć głupio. Ale, chyba począwszy od "Przebudzenia" i zahaczywszy o Osho, coś się we mnie rozsypało. Zamiast wprowadzić świadome odczuwanie, rozwaliłam w diabły poczucie sensu tego, co robię.

Kiedyś odkryłam (oraz znalazłam potwierdzenie w jakiejś książce), że o duchowości raczej się nie opowiada. Bo to są raczej sprawy niewypowiadalne, nie do ogarnięcia. I chyba przy tym powinnam pozostać, zwłaszcza gdy czytam te moje wypociny...

Najśmiejszniejsze jest to, że sens tkwi w tych właśnie na pozór banalnych czynnościach. Patrz: mycie naczyń. Możesz to potraktować: albo jako medytację w działaniu, albo po prostu jako odbębnienie przydatnej czynności, która poprawia Twój komfort życia - a tym samym i szczęście. W obu przypadkach umycie naczyń sprawdzi się dobrze :P W moim przypadku jest dodatkowo pewną klamrą coś zamykającą i coś otwierającą.

Ale co jeszcze chciałam powiedzieć... napisać... Że całe to pakowanie się w nieszczęście polega na idealizowaniu chwil, które wcale nie były perfekcyjne. Które miały w sobie również ból, smutek, strach. Tak, jak się spodziewałam - znów z rozrzewnieniem myślę o domu rodzinnym, który poświątecznie opuściłam. Jak szybko zapomniałam! Użalania się nad sobą ciąg dalszy.

Na tym też polega samotność, jak sądzę. Oczywiście, warto otaczać się bliskimi ludźmi, ale nierozsądnym jest uważać, że wejście w związek rozwieje wszystkie niepewności i uszczęśliwi po brzeg.

Pewnie zmienię zdanie, gdy (jeśli) się zakocham... :P Ale wtedy to już niezła chemia panuje w mózgu.

Wiesz, bo chodzi o to, że gdziekolwiek byś nie był, cokolwiek byś nie robił i z kim byś nie był, w dużej mierze to Ty decydujesz o swoim samopoczuciu. To, jakie masz nastawienie. To, czy jesteś wyspany i zadbany. To, ile masz w sobie otwartości, a ile strachu. To, czy czerpiesz z tej chwili, czy grzebiesz w przeszłości.

I chyba na tym polega sens. Na byciu.


I mimo że wiem, jak kołczingowo to brzmi i jak można się na tym poślizgnąć... Powiedz, czy nie jest tak naprawdę? Masz tylko chwilę teraźniejszą i nic więcej.

Fiodor Dostojewski, Młodzik, ALGO, Toruń 1992, s. 22.
** Tamże, s. 21.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

6 maja 2018

"Gdy nie jestem naćpana, potrafię to wszystko poczuć i dostrzec. Znalazłam wieś w mieście, cichy las, jestem jak na wycieczce, wczoraj i dziś rower, chwila jazdy nastawionej na ruch, na sport, aż w końcu ten moment zwolnienia, czucia. Wolniej jadę, zaczynam iść, spokojnie, przystaję i już wiem, że nie jestem tu po to, by zażyć ruchu. Las, ja, czysta, wygląd nieważny, liczy się tylko to i chcę tu być, chcę tu zostać . I nadzieja staje się cieplejsza, prawdziwsza. I, mimo że już teraz czuję, jakbym była na wycieczce, już cieszę się na podróż pociągiem i wędrówkę po innym miejscu, pewnie po górach. I okazało się, że mogę ze swoimi szajbkami funkcjonować w klubie fitness i wnosić swoje trzy grosze bez uszczerbku na innych, i nawet jestem jakimś słońcem , uśmiechem. I może nawet dobrze się stało, że bywam tym miejscem zmęczona, bo ciągnie mnie do leśnych miejsc, kręgów kobiet, zielarek, ubrudzonych butów i duchowych uczt. Wszystko układa się w całość, gdy jestem tr

Radość z emocji

Wołam przez łzy, że jest mi tak dobrze. Uwierzysz, że można być szczęśliwym, czując emocjonalny ból? Może łatwiej, gdy pojmiesz, że przeżycie cierpienia skraca jego trwanie? I że tego nie zagłuszasz jedzeniem? Boże, nie umiem wyrazić, ale poniekąd cieszę się z tego. Bo słowa to myśli, to nie dusza. To moja dusza się leczy i moje emocje. Gdy patrzysz na taniec wiatru z ogołoconymi koronami drzew, nie możesz o tym myśleć zbyt wiele, bo nie poczujesz tej melodii. Nie uwierzysz w zwyczajne cuda. * To mi przypomina, czemu wycofałam się z duchowego rozwoju. Bo mnie to boli. Bo jestem jak z jakiegoś cieniutkiego papieru, wszystko przeze mnie przenika. Czuję piękno i czuję wzruszenie. Każdy subtelny żal. Gdy jestem świadoma, uważna, bodźce mnie przerastają.  Robi się za głośno za oknem, do czego udało mi się już przyzwyczaić.  Muzyka kłuje mnie raz za razem, płaczę. Zaczynam marzyć o zamieszkaniu w domku w lesie. Ale nie tędy droga. * Ej, coś

Tam jest wszystko.

Co wnioskuję? - minuta medytacji, - uważność choć raz dziennie. Dopisałabym więcej, bo te dni były czymś więcej. (ale to wystarczy.  Albo dobra, dopiszę) Powrotem do książki. Do spokoju domowego (nie tylko w domu rodzinnym!) (naprawdę spokoju, jestem na co dzień zestresowana!!! okazało się).   Chcę to zmienić, zwolnić, nauczyć się odpoczywać  i dobrze  korzystać z czasu, jaki mam. Pracować efektywnie,  ale  spokojnie.  Mniej się przejmować. Przede wszystkim mniej się przejmować jedzeniem i wyglądem. Zobacz, tak jak teraz, tak jak dziś. Nie tylko dziś. Podczas świąt nie było wcale wielu chwil obżarstwa po zapomnienie. Jadłam sporo, ale w świątecznej normie. Da się żyć normalnie..! Nie idealnie, nie pod linijkę, ale bez paranoi. I ten post Wilczogłodnej ... W sedno! Po prostu przestań wierzyć, że jesteś chora. Omiń ten mur. Ominęłam. Jeśli zechcę tam wrócić, droga wolna, ale po co? Czasem jest trudno, ale mogę się nauczyć. Każdy element na